Na szczęście udało mi się dojść do gmachu uczelni przed
dzwonkiem. Pobiegłam do szatni, zdjęłam kurtkę i ruszyłam w stronę gabinetu
przyrodniczego, gdzie cała, ustawiona już klasa czekała na Panią profesor. Oczywiście
dołączyłam do nich i stanęłam na samym końcu. Po chwili , zza korytarza wyłoniła
się postać niskiej kobiety w długiej
spódnicy z dziennikiem w ręku. To była
właśnie prof. Alina Skrzyp- mała ,lecz siejąca przestrach wśród współczesnej młodzieży
nauczycielka z dziwnym światopoglądem. Po
wejściu do klasy zajęłam miejsce obok Agaty, mojej najlepszej przyjaciółki.
Znamy się od piaskownicy. Razem chodziłyśmy do podstawówki i gimnazjum, a teraz
do tego samego LO. Rozpakowując się myślami byłam z dala od rumoru, który panował w klasie. Cały czas
miałam przed oczami sytuację, która miała miejsce 15 minut temu. Kim jest ten
chłopak? Myślę, że gdyby mieszkał w pobliżu, na pewno zwróciłabym na niego
uwagę. No nic, czas skupić się na lekcji, jeżeli chce się zyskać dobry stopień.
Obecność została już sprawdzona. Zapisałam temat w zeszycie i czekałam, aż Pani
Alina rzuci dalsze polecenia. Ku mojemu zdziwieniu kobieta nie zaczęła od
sprawdzania zadania domowego, (jak to zawsze miała w zwyczaju), ale od włączenia
laptopa i podłączenia go do dużego telewizora umieszczonego na ścianie.
-Dziś przeanalizujemy prezentację multimedialną ! -oznajmiła.
Ucieszyłam się, gdyż to oznaczało, że mamy czas wolny. Pani Skrzyp zawsze uważała, że jeśli uczeń zdolny i chętny do nauki to posłucha, jeśli nie, to będzie uboższy o jeden temat. A to już nie jej sprawa. „Każdy jest kowalem swojego losu” –powtarzała. Przynajmniej w tym się z nią zgadzałam. Zaczęłam korespondować z Agą na kartce papieru, by swoim donośnym głosem nie robić zbędnego hałasu, a tym samym nie denerwować Pani Aliny ,która nie cierpiała, gdy w klasie było głośno.
-Dziś przeanalizujemy prezentację multimedialną ! -oznajmiła.
Ucieszyłam się, gdyż to oznaczało, że mamy czas wolny. Pani Skrzyp zawsze uważała, że jeśli uczeń zdolny i chętny do nauki to posłucha, jeśli nie, to będzie uboższy o jeden temat. A to już nie jej sprawa. „Każdy jest kowalem swojego losu” –powtarzała. Przynajmniej w tym się z nią zgadzałam. Zaczęłam korespondować z Agą na kartce papieru, by swoim donośnym głosem nie robić zbędnego hałasu, a tym samym nie denerwować Pani Aliny ,która nie cierpiała, gdy w klasie było głośno.
*Treść zapisanej
kartki*
-Przyjdziesz jutro do mnie na imprezę?
-Ooo…a z jakiej to okazji?
-Rodziców nie ma w domu, a przecież od czasu do czasu można się wyluzować.
-No nie wiem Aga, myślisz, że moi rodzice mnie puszczą?
-Kochana, zapomniałaś chyba o moim darze przekonywania. Śmiesz wątpić we mnie i moje możliwości?
-Ależ nie, ja tylko wiem jaka będzie ich reakcja.
-Już ty się o to nie bój. Zobaczysz, że na pewno zgodzą.
-No niech Ci będzie.
-Przyjdziesz jutro do mnie na imprezę?
-Ooo…a z jakiej to okazji?
-Rodziców nie ma w domu, a przecież od czasu do czasu można się wyluzować.
-No nie wiem Aga, myślisz, że moi rodzice mnie puszczą?
-Kochana, zapomniałaś chyba o moim darze przekonywania. Śmiesz wątpić we mnie i moje możliwości?
-Ależ nie, ja tylko wiem jaka będzie ich reakcja.
-Już ty się o to nie bój. Zobaczysz, że na pewno zgodzą.
-No niech Ci będzie.
Chwilę po całej rozmowie zabrzmiał dźwięk szkolnego dzwonka.
Zostały jeszcze cztery lekcje, bo dziś mam do 12:25. Myślę, że nie będzie się dziać
już nic wartego uwagi.I nie myliłam się. Po szkole wróciłam do domu. Obiad
już był gotowy, a przy stole siedzieli
rodzice. Rzuciłam torbę w kąt przedpokoju, zdjęłam kurtkę i usiadłam przy
stole.
-Kari, musimy Ci coś powiedzieć.-zaczęła łagodnie mama.
-Słucham?- odparłam zaciekawiona tym , co ma zostać za chwilę wypowiedziane z ust rodziców.
-Sprawa wygląda tak: mówiliśmy Ci, że szef naszej firmy podpisał kontrakt z Francuzami, prawda?
-Tak, ale nie wiem co mam przez to rozumieć…
-Karinko, chodzi o to, że zostajemy przeniesieni do tej samej firmy, tyle ,że mieszczącej się w Paryżu. Otrzymujemy za to lokal mieszkalny i wyższe stanowiska. Wyjeżdżamy pojutrze rano. Pobyt za granicą jest zatem nieokreślony.
-Naprawdę?! Tak się cieszę! Nareszcie zobaczę Paryż, mało tego. ZAMIESZKAM w Paryżu. Czeka tam na mnie tyle możliwości, świat stoi przede mną otworem! I… - krzyczałam ze szczęścia, lecz tata niespodziewanie mi przerwał.
-Słoneczko… chyba źle się zrozumieliśmy. Jest nam ogromnie przykro, ale… nie możesz z nami jechać. Musisz zostać i ukończyć szkołę. Nie zmienia się tak gwałtownie swojego otoczenia, to wymaga mnóstwa czasu i cierpliwości do nauczenia się języka. My potrafimy rozmawiać biegle, ponieważ wyjeżdżaliśmy na różne, zagraniczne delegacje. Kochamy Cię z całego serca, ale robimy to po to, by zapewnić Ci lepszą przyszłość i utrzymanie. Jesteś naszą jedyną córeczką. Niestety, ale jesteś zmuszona do przeprowadzki. Zamieszkasz z babcią Helenką, mieszka przecież niedaleko. Będziesz mogła dojeżdżać autobusem do szkoły. Jeśli chodzi o pieniądze, to będziemy przysyłać Ci je co miesiąc, tyle ile będziesz potrzebować. –wyjaśnił tata.
Moja twarz gwałtownie zalała się łzami.
-Dlaczego wy mi to robicie?! Jak możecie zostawić swoje dziecko same, na pastwę losu (…no tu trochę przesadziłam…na pastwę losu z babcią Helenką!), bez jakiego kolwiek przejęcia się. Podcinacie mi skrzydła, uniemożliwiając przy tym mój rozwój, podczas gdy wasza kariera będzie się dalej rozwijać! Nienawidzę was! – płakałam jak nigdy wcześniej.
Odsunęłam krzesło, zahaczyłam tylko o przedpokój, by wziąć stamtąd moją torbę, wbiegłam po schodach i zatrzasnęłam się w pokoju. Oparłam się o drzwi siedząc na panelach. Byłam w takiej histerii, że zdołałam usłyszeć tylko skrzypienie schodów pod ciężarem rodziców i pukanie do drzwi mojego pokoju. Poczułam ból i ukłucie w sercu, po moich policzkach leciały strużki łez. Zdałam sobie sprawę z tego, że jestem niechciana i tylko przeszkadzam im w realizacji planów życiowych. I ta pieprzona bezsilność… nie życzyłabym nawet mojemu najgorszemu wrogowi znalezienia się w takiej sytuacji. Jedyne czego chciałam w tym momencie, to ukojenia. Odcięcia się od tego wszystkiego, zniknięcia z tego świata. Może rodzice czuliby wtedy to samo, co ja w tym momencie. Opadłam przepełniona pustką i bezsilnością na łóżko i zanurzyłam się w miękkość poduszek. Rozbolała mnie głowa. Umarłam od środka i po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co począć.
-Kari, musimy Ci coś powiedzieć.-zaczęła łagodnie mama.
-Słucham?- odparłam zaciekawiona tym , co ma zostać za chwilę wypowiedziane z ust rodziców.
-Sprawa wygląda tak: mówiliśmy Ci, że szef naszej firmy podpisał kontrakt z Francuzami, prawda?
-Tak, ale nie wiem co mam przez to rozumieć…
-Karinko, chodzi o to, że zostajemy przeniesieni do tej samej firmy, tyle ,że mieszczącej się w Paryżu. Otrzymujemy za to lokal mieszkalny i wyższe stanowiska. Wyjeżdżamy pojutrze rano. Pobyt za granicą jest zatem nieokreślony.
-Naprawdę?! Tak się cieszę! Nareszcie zobaczę Paryż, mało tego. ZAMIESZKAM w Paryżu. Czeka tam na mnie tyle możliwości, świat stoi przede mną otworem! I… - krzyczałam ze szczęścia, lecz tata niespodziewanie mi przerwał.
-Słoneczko… chyba źle się zrozumieliśmy. Jest nam ogromnie przykro, ale… nie możesz z nami jechać. Musisz zostać i ukończyć szkołę. Nie zmienia się tak gwałtownie swojego otoczenia, to wymaga mnóstwa czasu i cierpliwości do nauczenia się języka. My potrafimy rozmawiać biegle, ponieważ wyjeżdżaliśmy na różne, zagraniczne delegacje. Kochamy Cię z całego serca, ale robimy to po to, by zapewnić Ci lepszą przyszłość i utrzymanie. Jesteś naszą jedyną córeczką. Niestety, ale jesteś zmuszona do przeprowadzki. Zamieszkasz z babcią Helenką, mieszka przecież niedaleko. Będziesz mogła dojeżdżać autobusem do szkoły. Jeśli chodzi o pieniądze, to będziemy przysyłać Ci je co miesiąc, tyle ile będziesz potrzebować. –wyjaśnił tata.
Moja twarz gwałtownie zalała się łzami.
-Dlaczego wy mi to robicie?! Jak możecie zostawić swoje dziecko same, na pastwę losu (…no tu trochę przesadziłam…na pastwę losu z babcią Helenką!), bez jakiego kolwiek przejęcia się. Podcinacie mi skrzydła, uniemożliwiając przy tym mój rozwój, podczas gdy wasza kariera będzie się dalej rozwijać! Nienawidzę was! – płakałam jak nigdy wcześniej.
Odsunęłam krzesło, zahaczyłam tylko o przedpokój, by wziąć stamtąd moją torbę, wbiegłam po schodach i zatrzasnęłam się w pokoju. Oparłam się o drzwi siedząc na panelach. Byłam w takiej histerii, że zdołałam usłyszeć tylko skrzypienie schodów pod ciężarem rodziców i pukanie do drzwi mojego pokoju. Poczułam ból i ukłucie w sercu, po moich policzkach leciały strużki łez. Zdałam sobie sprawę z tego, że jestem niechciana i tylko przeszkadzam im w realizacji planów życiowych. I ta pieprzona bezsilność… nie życzyłabym nawet mojemu najgorszemu wrogowi znalezienia się w takiej sytuacji. Jedyne czego chciałam w tym momencie, to ukojenia. Odcięcia się od tego wszystkiego, zniknięcia z tego świata. Może rodzice czuliby wtedy to samo, co ja w tym momencie. Opadłam przepełniona pustką i bezsilnością na łóżko i zanurzyłam się w miękkość poduszek. Rozbolała mnie głowa. Umarłam od środka i po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co począć.
__________________________________________________________________________________
Przepraszam za ponad dwa miesiące nieobecności.Przykro mi, ale jestem jaka jestem i nie mogę pisać z przymusu. Czy wybaczycie mi to? W ramach rekompensaty mam dla was ten rozdział. Naprawdę się starałam i włożyłam w to dużo wysiłku. Do następnego rozdziału! :)
Uwielbiam <3 :3
OdpowiedzUsuń